Postawiłam na emocje. Wywiad z Wiolettą Piasecką

Autor: Patryk Obarski

– W mojej powieści pokazałam czytelnikom całą paletę uczuć, od miłości po pogardę. Postawiłam na emocje, ale nie tylko na te w relacjach damsko-męskich, ale i tych związanych z przyjaźnią – mówi Wioletta Piasecka, autorka książek dla dzieci. Właśnie ukazała się jej pierwsza powieść obyczajowa – Przyjdzie pogoda na miłość

Czy istnieje idealna pogoda na miłość?

Być może istnieje, ale czy miłość zrodzona w idealnych warunkach przetrzyma życiową niepogodę? Myślę, że nie. Jak pisała Wisława Szymborska: Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono, a w cieplarnianych klimatach, rozsmakowani w przyjemnościach, niewiele możemy się o sobie dowiedzieć, a cóż dopiero mówić o sprawdzeniu naszych uczuć? Wydaje mi się, że lepiej we dwoje posmakować i burzy, i wiatru, i śnieżycy, zanim otulimy się miłosnymi promieniami słońca.

A może wcale nie chodzi o pogodę? Może to z tą miłością jest coś nie tak? Czy – jak w przypadku bohaterek pani książki – czasem miłość nie przynosi więcej cierpienia niż radości?

Ta pierwsza, bardzo często nietrafiona miłość pozostawia ślad w naszym sercu, czasami na zawsze. A jeśli do tego zostaliśmy porzuceni, to w następnym partnerze szukamy choćby namiastki poprzedniego uczucia lub, co gorsza, jak w przypadku Joanny, zamykamy się na nowy związek, bojąc się zranienia. Bywa też, że pielęgnujemy w sobie tamto pierwsze wyidealizowane uczucie, skazując się na samotność.

Nie sądzi pani, że miłość, podobnie jak pogoda, może przybierać dość różne postaci? Mam tu na myśli miłość nie tylko pomiędzy partnerami, ale także przyjaciółmi.

W mojej powieści pokazałam czytelnikom całą paletę uczuć, od miłości po pogardę. Jednym zdaniem: postawiłam na emocje. I to nie tylko na emocje w relacjach damsko-męskich, ale i tych związanych z przyjaźnią.  Początkowo powieść nosiła tytuł: Miłość na niepogodę, ale tuż przed wysłaniem do wydawcy wpadłam na tytuł niosący nadzieję i zatytułowałam książkę Przyjdzie pogoda na miłość. Pisząc o niepogodzie, miałam na myśli raczej niepogodę życia niż niepogodę miłości. Fabuła, oczywiście, kręci się wokół miłości, a miłość, no cóż, ma swoje cienie i blaski. Joanna i Marek tworzą związek idealny: piękni, młodzi, wykształceni, w dodatku on pochodzi z bogatego domu, ale… ich związek rozpada się przy pierwszym podmuchu wiatru. Ojciec Joanny w stosunku do żony prezentuje typ miłości zaborczej, która szybko przeradza się w nienawiść. A ponieważ w uczuciach nie bierze jeńców, skazuje bliskich na cierpienie. Zuzanna, nastawiona na karierę, miłości mówi stanowcze nie, natomiast Magda w stosunku do Karola wyrzeka się siebie, co przynosi opłakany efekt, bo chłopak zaczyna nią poniewierać.

Joanna, Magda i Zuza to przyjaciółki na dobre i złe chwile, są jednak różne jak ogień i woda. Przeciwieństwa się przyciągają?

Nie tylko się przyciągają, ale potrafią się pięknie uzupełniać. Jeśli zrozumiemy, że świat jest ciekawszy, gdy jesteśmy różnorodni, to życie staje się prostsze. Moje bohaterki są otwarte na świat i na siebie. Dzieli je wszystko, a łączy przyzwoitość. Nie mam tu na myśli przyzwoitości moralnej, a po prostu zwykłe człowieczeństwo i szacunek do siebie. Każda z moich bohaterek pogubiła się życiowo, ale mimo wszystko, summa summarum, każda z nich po życiowej burzy może w lustrze spojrzeć sobie w oczy.

Na pewno łączy je to, że życie daje im nieźle w kość.

O tak! To celowy zabieg. Uśmiecham się, pisząc te słowa, bo przeczytałam gdzieś, że bohatera w powieści trzeba nieźle przeczołgać, by książka stała się interesująca. Wzięłam sobie to do serca. A że mam trzy bohaterki, to i życiowych zakrętów u nich nie brakuje. A co trzeba zrobić, żeby powieść była ciekawsza? Wpędzić bohatera w jeszcze większe tarapaty. No to: bach! Proszę bardzo, trzy bohaterki popadają w nie lada galimatias, który jednak zmierza do w miarę szczęśliwego końca. Wprawdzie życie to nie bajka, ale lubię nieść nadzieję i w związku z tym unikam złych zakończeń. A że w powieści musi się coś dziać, to i u mnie się dzieje! Założyłam sobie ambitnie, że czytelnik ma przeczytać powieść „jednym tchem” i chyba się to udało, bo w każdej opinii przewija się zdanie nie mogłam/mogłem oderwać się od czytania.

Czy romans nie powinien jednak być nieco bardziej… pogodny? W końcu z reguły w takich książkach bohaterki w cudowny sposób odnajdują miłość, a nie są nieustannie wodzone za nos przez nieuczciwych partnerów!

A kto powiedział, że Przyjdzie pogoda na miłość jest romansem? Mimo niewinnej błękitnej okładki i zakochanej pary książka ma w sobie wiele elementów sensacji.

A swoją drogą w lokowaniu uczuć, wielokrotnie jesteśmy wodzeni za nos, zwłaszcza jeśli naczytamy się bajek o Kopciuszku i w przyszłym partnerze szukamy księcia z bajki, zapominając, że taki ktoś nie istnieje. W powieściach kobiecych, a szczególnie w książkach młodych pisarek, jak już znajduje się amant, to z reguły przystojny i bogaty. W moich powieściach przystojnych mężczyzn zostawiam kobietom bez wyobraźni, a bogatych, tym, które nie wierzą w siebie. Natomiast stawiam przed bohaterkami mężczyzn z poczuciem humoru, z dystansem do siebie, z życiową pasją i pomocnym ramieniem w trudnych chwilach, czyli takich, jakich sama cenię.

Miłość może stanowić remedium na wszelkie nieszczęścia?

Oczywiście! Ale tylko jeden rodzaj miłości: miłość i akceptacja samej siebie. Ja jestem jeszcze z pokolenia, które uczono, że dzieci i ryby głosu nie mają, skromność i pokora popłacają i inne tego typu frazesy. Wyhodowano całe zastępy „matek-Polek” niewierzących w siebie i w swoje możliwości, z trudem i zażenowaniem przyjmujących komplementy. O asertywności usłyszałam w wieku trzydziestu paru lat. Może dlatego długo nie wierzyłam w siebie, a swoją pisarską pasję upychałam między pracę na etacie, idealnie wysprzątany dom, zrobione zakupy, ugotowany i podany obiad. Dopiero, gdy przede wszystkim sobie powiedziałam: „dość”, wszystko nabrało sensu, a moja pisarska pasja nabrała rozpędu i przerodziła się w radość i główne źródło utrzymania.

Utkwiło mi w pamięci jedno zdanie z książki: Ludzie nienawidzą tych, których każe im się nienawidzić, i kochają tych, których wskaże się do kochania. A może miłość to jedynie manipulacja?

To zdanie akurat nie dotyczyło miłości, a celebryckiego, trochę szemranego towarzystwa, którym zachłysnęła się Zuzanna. Wracając do pytania, czy miłość to jedynie manipulacja, odpowiadam: z całą pewnością nie! Miłość to piękne uczucie. Jeśli do tego oparte jest na akceptacji partnera i zwykłym polubieniu jego wad i zalet, a także na zaufaniu, to stanowi wzór związku często na całe życie. Początkowa euforia i namiętność po latach mijają, przeradzając się w trwalsze uczucie, oparte na przyjaźni, dobroci, szacunku i odpowiedzialności względem partnera. I to jest właśnie sedno miłości.

Ale Przyjdzie pogoda na miłość nie jest chyba jedynie książką o tytułowym uczuciu. Sporo w niej o szacunku do siebie i innych, prawda? Mam tu na myśli m.in. wątek z Zuzanną i jej pogonią za pracą, relacją pomiędzy Joanną a Markiem czy stosunkiem Karola do Magdy. 

Rzeczywiście w książce dużo jest o szacunku nie tylko do siebie, ale też do drugiego człowieka. Każdej z bohaterek dałam prawo do błędów, ale – niestety – każda z nich musiała ponieść konsekwencje swoich złych wyborów, i to nie tylko w miłości. Ponieważ postawiłam na emocje, czytałam fora z poradami psychologicznymi i od dłuższego czasu obserwowałam relacje międzyludzkie. Co więcej, potknięcie Joanny w stosunku do byłego partnera i ewentualne wybaczenie, omawiałam z męską częścią mojej rodziny, a nawet odbyło się głosowanie. Chciałam sprawdzić, na ile mężczyźni są w stanie wybaczyć zdradę. Nie chcę tu przytaczać fabuły, gdyż nie zamierzam odbierać czytelnikom radości czytania, ale ci, którzy przeczytali powieść, nadesłali mi za pomocą Messengera mnóstwo pochwał na temat „życiowego” i wnikliwego podejścia do poruszanych tematów.

Magda rezygnuje z własnych marzeń w imię związku ze swoim partnerem, Karolem. Czy naprawdę miłość wymaga poświęceń? A może, pomimo tworzonej relacji, każdy z nas ma prawo powiedzieć kiedyś: „stop” drugiej osobie?

My, kobiety, gdy kochamy, często oddajemy uczuciu całe serce i mamy tendencję wyrzekania się swoich pasji, przyjaźni itd. dla dobra związku, a potem jesteśmy zdziwione, że partner przestaje nie tylko interesować się nami, ale często zaczyna nami pogardzać. Krótko mówiąc: nauczył się wyłącznie brać. Rozkręca się błędne koło. Im więcej dajemy, tym bardziej jego uczucie gaśnie. Tak się stało ze związkiem Magdy i Karola. Czy był to związek do uratowania? Raczej nie. Magda zbyt ulegała partnerowi, dla niego porzuciła studia i marzenia, a on w zamian sprowadził ją do nieciekawej prozy życia, powoli odzierając z godności.

W miłości nie tylko mamy prawo powiedzieć: „Stop” drugiej osobie, gdy narusza naszą godność, ale mimo buzujących w brzuchu motyli, musimy zadbać o własną przestrzeń i zdrowe relacje. Inaczej związek skazany jest na porażkę.

Z kolei Zuzanna stawia wszystko na jedną kartę. Pragnie w szybki sposób spełnić swoje marzenia i też niezbyt dobrze na tym wychodzi. W niezrozumiały sposób jednak angażuje się w nietypową relację. Miłość niejedno ma imię?

Trudno związek oparty na zwykłym wyrachowaniu nazwać miłością. W przypadku Zuzanny i Piotra jest to wyrachowanie obopólne. On chce młodej, reprezentacyjnej dziewczyny, co tu dużo mówić, do seksu, a ona przyspieszenia swojej kariery w modelingu. Dziewczyna z pełną świadomością wchodzi w ten układ. Po rozpadzie związku ani ona ani on nie cierpią z powodu złamanych serc, a jedynie z powodu wystawionej na szwank reputacji.

Czy „Przyjdzie pogoda na miłość” nie jest też czasem pewnym ostrzeżeniem – by doceniać codzienność, zauważać szczęście, jakie mamy wokół siebie? Okazuje się, że starzy Dobrzyńscy są znacznie bardziej szczęśliwi niż młodsze pokolenie.

Docenienie codzienności, małych rzeczy, drobnych sukcesów, które cieszą, na tym polega urok życia. Starzy Dobrzyńscy nie oczekują od życia fajerwerków. Nie wiemy też, o ich uczuciach perypetiach w młodości. Najważniejsze jest dla nich dobro i szczęście córki.

Pani redaktor z Wydawnictwa Szara Godzina zwróciła mi uwagę, że teściowa, czyli pani Elżbieta Dobrzyńska, powinna porozmawiać z zięciem na temat jego bezczelnego zachowania. Nie zgodziłam się z tym stwierdzeniem i pokierowałam bohaterami według mojego życiowego doświadczenia. Uważam, że Dobrzyńska zachowała się tak, jak zachowałaby się każda kochająca matka. Córka była w ciąży, na dodatek matka miała świadomość, że Magda kocha męża i pragnie jego akceptacji. Uważam, że rozmowa teściowej z zięciem zaszkodziłaby tylko w relacji młodego małżeństwa.

Młodzi ludzie nie dostrzegają tego, co ważne? Żyją marzeniami?

Często mówimy: młodość ma swoje prawa, młodość musi się wyszumieć. Młodzi często uważają, że świat stoi przed nimi otworem. I, oczywiście, mają prawo tak myśleć. Tak było od zawsze i tak będzie nadal. I dobrze, że tak jest. Oby tylko w pogoni za marzeniami nie skrzywdzić kogoś po drodze i nie pogubić tego, co najważniejsze: wrażliwości, otwartości, szacunku do siebie i do innych, no i samych marzeń, bo z czasem przekonujemy się, że sukces, o którym marzymy i do którego dążymy, to milion porażek przyjętych z entuzjazmem, a nie droga usłana różami.

Po pewnym czasie Joanna przekonuje się, że nawet z najgorszej sytuacji można wyjść. Spora w tym zasługa pewnego kawalera, który proponuje jej pracę. Nie można się poddawać?

Oczywiście, że nie! Tak jak mówiłam wcześniej, na sukces składa się wiele porażek, wylanych łez i potknięć. Nie wie tego tylko ten, który nigdy nie próbował iść za głosem swoich pasji. Joanna dostaje niespodziewaną ofertę pracy, zupełnie z innej bajki. Kompletnie nie wierzy w siebie, a raczej wierzy w życiowego pecha. Co więcej, Joannie przydarza się wielki błąd. Przyznam się, że w środku nocy dostałam wiadomość: któraś z czytelniczek napisała mi, że jeśli Joanna zrobi to, co czytelniczka myśli, że zrobi, to ja już nie jestem jej koleżanką. Uwielbiam takie wiadomości – no, może nie w środku nocy, ale one są świadectwem, że powieść budzi ogromne emocje. Oczywiście dałam Joannie możliwość popełnienia błędów.

Dzięki nowej posadzie bohaterka poznaje także prawdę na temat swojej przeszłości. Aby iść naprzód, trzeba najpierw wyrównać rachunki z przeszłością?

Na szczęście życie oszczędziło mi wiedzy na ten temat. Jednak chciałam osłodzić Joannie trudne chwile i samotność, a także spełnić jej skryte marzenie. Tylko proszę pamiętać, że jednak ta prawda z przeszłości nie musi wcale okazać się taka słodka. W przeszłości osoba, o której Joanna marzy, dokonała świadomego wyboru. I tym wyborem wcale nie okazała się córka. I oby dane mi było zmierzyć się z tym tematem, bo to by znaczyło, że będzie druga część.

Czyli możemy liczyć na ciąg dalszy?

Mam ogromną nadzieję, że tak. W dodatku Wydawca, gdy opowiadałam o pomysłach na książki, roześmiał się i stwierdził: „Ależ, pani Wioletko, jeszcze w swoje powieściowe plany musi pani zmieścić dalsze losy Joanny, Magdy i Zuzanny”. I oby tak było!
 
Przyjdzie pogoda na miłość nie jest pani prozatorskim debiutem…

Do tej pory pisałam baśnie, bajki, biografie, scenariusze zarówno teatralne, jak i radiowe. Napisałam 29 książek dla dzieci i młodzieży, ale dopiero trzydziesta przyniosła mi prawdziwą radość. Po pierwsze: od dawna o tym marzyłam, a po drugie dopiero z tą powieścią zadebiutowałam w Empiku. I to zadebiutowałam w wielkim stylu, bo powieść doszła do 14 miejsca w rankingu. W najśmielszych marzeniach nie spodziewałam się takiego odzewu. Ludzie przesyłają mi opinie, grafiki, zdjęcia recenzje w takiej ilości, że w pewnym momencie miałam wrażenie, że wszyscy czytają powieść Przyjdzie pogoda na miłość. A dziś po raz pierwszy weszłam do Empiku, by zobaczyć swoją książkę. Nie dość, że zostały tylko trzy egzemplarze, to jeszcze przy mnie jedną książkę ktoś kupił. Myślałam, że mi serce pęknie z radości. Oczywiście nie dałam po sobie poznać, że jestem autorką, tylko szczęśliwa poszłam dalej.

https://www.granice.pl/publicystyka/wioletta-piasecka-wywiad/1571/1