Kochani chciałabym dziś przybliżyć Wam pisarkę Wiolettę Piasecką na którą natrafiłam przeglądając zapowiedzi książkowe.
Okładka przyciągnęła mój wzrok, postanowiłam wyszukać informacji na temat wydanych książek.
Jednak kiedy zobaczyłam szczery uśmiech, radość w oczach u Wioletty na zdjęciu sprzed 6 lat z Targów Książki w Kościerzynie i odkryłam fakt, że jest autorką książeczek dla dzieci napisałam z prośbą o wywiad. Oto efekty mojego wypytywania kochani.
1. Pani Wioletto proszę opisać siebie pokrótce? Jaką jest pani osobą?
Hm… Niby proste pytanie, a jednak trochę się nad nim zamyśliłam. Poprosiłam męża o podpowiedź, a Krzysztof stwierdził bez namysłu: jesteś kolorowym i tak intensywnym kwiatem jak nasze mieczyki za oknem. I to by rzeczywiście do mnie pasowało. Czasami nawet włosy barwię na różowo. W codzienności lubię zarówno wesołe spotkania jak i swoją pisarską samotność.
2.Jakie były Pani początki jako pisarki? Pierwsze co Pani napisała to….?
Początkowo czytałam i opowiadałam bajki synkowi. Nie zasnął bez opowieści, a te wymyślone przeze mnie lubił najbardziej. Gdy spisanych utworów uzbierało się całkiem sporo, wzięłam do ręki książkę telefoniczną z zamiarem poszukania jakiegoś wydawnictwa. Padło na Wydawnictwo Qvo Vadis z mojego miasta. Przez telefon przeczytałam szefowej pani Teresie Wachniewskiej jedną z bajek. Właścicielka zapałała do mojej książki prawdziwym entuzjazmem. Poprosiła, bym przyjechała. Jeszcze tego samego dnia podpisałyśmy umowę. Po roku ukazała się Zaczarowana kraina bajek, ale to było wieki temu.
3.Jaką drogę musiała Pani przejść, aby pierwsza książka Pani autorstwa została wydana?
Właściwie nie miałam problemów z wydaniem ani pierwszej ani żadnej następnej książki. Jak dotychczas każdy wydawca, z którym współpracowałam, czy nadal współpracuję, decyzję o wydaniu podejmował najpóźniej drugiego dnia po wysłaniu tekstu. Dotyczy to zarówno książek dla dzieci, jak i tej dla dorosłych. Natomiast z jednym wydawnictwem miałam wielkie problemy odnośnie zakończenia współpracy. Podpisałam niefortunną w skutkach umowę, blokując sobie prawa autorskie na 15 lat do siedemnastu książek. W tym do najpiękniejszej mojej książki dla młodzieży biografii Hansa Christiana Andersena. To był dla mnie bardzo trudny czas. Niestety, za brak rozsądku słono się płaci. Znajomi pisarze namawiali mnie, by skierować sprawę na drogę sądową, ale nie chciałam się szarpać. Umowa wygasła dwa lata temu i tamte książki są na szczęście wznawiane przez Wydawnictwo NIKO
4.Kto jako pierwszy czyta Pani książki? Czy zmienia Pani coś według sugestii innych jeszcze przed wydaniem książki?
Pierwszą czytelniczką jest moja mama.
Kiedyś drugim czytelnikiem był syn, ale dorósł, założył własną rodzinę i wyprowadził się do innego miasta. Cóż, teraz padło na męża. Musi wysłuchiwać niektórych rozdziałów. Chociaż tę moją pierwszą powieść dla dorosłych Przyjdzie pogoda na miłość „wypróbowałam” też na moim synu, bo mamie i mężowi podoba się wszystko, co piszę.
Ktoś mi powiedział, że czytelnik daje książce osiem sekund, czy się nią zainteresuje, czy nie.
Wzięłam sobie to do serca i gdy syn przyjechał, poprosiłam, by usiadł w fotelu, a ja mu coś przeczytam.
Dumna z siebie i z mojego ośmiosekundowego fragmentu, spytałam: „I co?” a Sebastian:
„Mamo, ja się na babskich nie znam”.
Po jego wyjeździe podarłam całość „dzieła” i zapisałam się na kurs dla zaawansowanych pisarzy w szkole Maszyna do pisania. Zastosowałam się do wszystkich zaleceń, jak napisać bestseller.
Uzbrojona w tę wiedzę, zasiadłam do pisania tej samej powieści. Gdy syn nas ponownie odwiedził, znów zaprosiłam go do wysłuchania fragmentu, a on do mnie: „No, i co dalej? Dokąd ona szła?” Aha, to znaczy, że go jednak babskie interesują! Nie zdradziłam, oczywiście, całości fabuły, kazałam czekać na następny rozdział. Syn zna książkę od deski do deski. Mąż i mama również.
Przyjdzie pogoda na miłość przeczytały też pani redaktor Renata Ciesielska z wydawnictwa NIKO oraz promotorka literatury Monika Stelmasiuk, obie panie „łyknęły” książkę w jedną noc i obie dopytywały, czy będzie kontynuacja. Nie ukrywam, że ich reakcje dodały mi skrzydeł.
Czy zmieniam coś przed wydaniem pod wpływem sugestii czytelników? Zdecydowanie tak, a szczególnie, gdy znajdą się dwie podobne sugestie, albo gdy przy czytaniu coś zgrzytnie. Każdy rozdział czytam na głos, to bardzo dobra metoda, by wyeliminować wszelkie potknięcia.
5.Jeśli czytelnik dopiero zaczyna poznawać książki Pani autorstwa, od której proponuje Pani zacząć?
Jeśli czytelnik przeczyta Przyjdzie pogoda na miłość i nie będzie mógł doczekać się kolejnej mojej książki, to polecam słuchowisko Obietnica, które napisałam na potrzeby stypendium Ministra Kultury. Słuchowisko jest na moim kanale YouTube Wioletta Piasecka autorka książek i na fanpage pod tą samą nazwą. Można też odszukać książkę Dwudziestu autorów na dwudziestolecie Targów Książki w Krakowie. Jest tam moje opowiadanie Nadzieja. Na dwudziestolecie Targów Książki w Krakowie poproszono pisarzy o napisanie opowiadania. W utworze miały się znaleźć zlepki słów: „malinowa królowa”, „jesień, mglisty poranek w Galicji”, „autograf” i „prezent”.
Dwadzieścia najlepszych opowiadań spośród niemal ośmiuset opublikowano. W tym moje.
To moje pierwsze opowiadanie dla dorosłych znalazło się wśród utworów takich sław jak Beata Pawlikowska, czy Małgorzata Kalicińska, co pozwoliło mi uwierzyć, że to, co piszę dla dorosłych, ma sens. A jeśli dalej czytelnik będzie poszukiwał, to polecam powieści dla młodzieży, które dorosłym również się podobają. Tańczące czarownice, Mała cyganeczka, Karol Wojtyła zanim został papieżem, biografię Andersena, a także wiele innych. Proszę także o uzbrojenie się w cierpliwość, bo według wszelkiego prawdopodobieństwa wiosną nakładem
Szarej Godziny ukaże się kolejna moja powieść.
6.Czy pogodzenie pisania z codziennymi obowiązkami jest trudne? Czy pisanie znacznie zmieniło Pani życie?
Kiedyś było bardzo trudne. Teraz mniej. Gdy syn chodził do szkoły, a ja długo byłam samotną mamą, bardzo się starałam ogarnąć całość. Nie zawsze się oczywiście udawało. Syn na czas moich wyjazdowych spotkań autorskich zostawał pod opieką dziadków. Dzwoniłam do niego z trasy i zasypywałam pytaniami o wszystko. Przed wyjazdem czytałam podręczniki szkolne, co aktualnie omawiają i przepytywałam go zdalnie. Teraz się z tego śmiejemy, ale kiedyś… zarówno on jak i ja nie cierpieliśmy tego.
Za to teraz, gdy fazę matki-Polki dawno zakończyłam, po prostu pełny luz. W dodatku osiem lat temu dostałam od życia prezent w postaci bardzo, ale to bardzo dobrego męża, który chętnie usunąłby mi spod nóg wszelkie kłody, nawet te, o które można się zaledwie lekko potknąć i który wszystkie moje zmartwienia i obawy obraca w żart.
Jednak najtrudniejszą decyzję w moim pisarskim życiu podjęłam dziesięć lat temu, gdy postanowiłam rzucić pracę i utrzymywać się wyłącznie z pisania. Co tu dużo mówić, rodzina i znajomi pukali się w głowę. Samotna matka z nastolatkiem i z kredytem hipotecznym… Na okrągło słyszałam pytanie, czy zdaję sobie sprawę, na co się porywam. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Założyłam działalność gospodarczą, choć moja działalność to wyłącznie literatura, jednak w naszym kraju nie ma ulg i płacę tak samo wysoki ZUS, jak i wielcy przedsiębiorcy. Ani razu nie żałowałam podjętej decyzji. Ten rok przez koronawirus dla artystów jest najtrudniejszy, bo odwołano wszystkie spotkania autorskie, ale po prawdzie to nie tylko dla artystów.
7.Praca pisarza daje zapewne satysfakcję, ale jest też wyczerpująca. Czy miewa Pani kryzysy twórcze?
Tak, miałam poważny kryzys twórczy kilka lat temu, gdy w mediach rozpętała się nagonka na moją książkę Mała Cyganeczka. Książka została lekturą w Wielkim Maratonie Czytelniczym. I się zaczęło. Zarzucano mi, że powinnam nazwać książkę Mała Romka i tym podobne rzeczy. Bardzo przeżyłam ten atak. W mojej obronie z ostrym sprzeciwem wobec mediów stanęli sami Romowie. To oni w zasadzie poprosili mnie o napisanie tej książki i czuwali nad całością, łącznie z tytułem, co zresztą było napisane na okładce, ale kto by się tym przejmował.
Niektóre z mediów przysłały mi list z przeprosinami, że dały się podpuścić, a niektóre po prostu zajęły się „umilaniem” życia komuś innemu. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że mam dość przesadnej poprawności politycznej w książkach dla dzieci i chcę pisać dla dorosłych. Od tamtego momentu napisałam jeszcze kilka powieści dla młodzieży, ale w wolnych
chwilach pisałam powieść dla kobiet
Przyjdzie pogoda na miłość. Skończyłam pisać w marcu. Gotowy tekst odłożyłam na miesiąc. Po miesiącu zrobiłam redakcję i korektę autorską i wysłałam do 15 wydawnictw. O czwartej nad ranem skończyłam rozsyłać, a już o ósmej odezwało się Wydawnictwo Otwarte, zaledwie dwie godziny później odezwała się Szara Godzina i przekonała mnie konkretną propozycją, entuzjazmem oraz tym, że książka ukaże się jeszcze w 2020 roku.
8.Czy ma pani ulubione miejsce do pisania?
Do niedawna mieszkałam w bloku na ósmym piętrze. Lubiłam pisać w kuchni, bo właściwie nie miałam innego wyjścia. Gdy syn się wyprowadził, przejęłam jego pokój i przyznam, dobrze mi się tam pisało. Jednak teraz pisze mi się iście po królewsku. W związku z tym, że mąż objął nowe leśnictwo, w marcu tego roku przeprowadziliśmy się do leśniczówki.
To najpiękniejsze miejsce na świecie. Z mojego pisarskiego pokoju jest cudowny widok na las, codziennie budzi mnie śpiew ptaków. Dopiero uczę się życia w lesie, ale i tak zdążyłam już napisać prawie sto stron nowej powieści, mimo licznych gości, którzy odwiedzają nas w nowym miejscu oraz wygranego stypendium Ministra Kultury. W moim projekcie stypendialnym „Zakochaj się w słowach, sięgnij po marzenia” mam za zadanie nakręcić 20 filmów w ciągu trzech miesięcy, to jest od czerwca do końca sierpnia, więc czasami czuję się jak reżyserka kina akcji, a nie jak pisarka.
9. Co Panią pasjonuje poza pisaniem?
Ostatnio ogród. Wcześniej sadziłam tylko pelargonie na balkonie, a teraz pokusiłam się o warzywniak z prawdziwego zdarzenia. Jestem przeszczęśliwa, że wszystko rośnie jak na drożdżach. To mój pierwszy ogródek w życiu. Trudno to zresztą nazwać ogródkiem. To ogromny ogród: pomidory, dynie, cukinie, pietruszka, marchewka, groszek, trzy rodzaje sałat, szczypior, cebula, dwa rodzaje fasoli, buraczki, koper, i tak nie wiem, czy wszystko wymieniłam.
Wczoraj zebrałam prawie dwadzieścia kilogramów ogórków. Do tego testuję, które kwiaty są łatwe w uprawie, czyli długo kwitną i nie potrzebują zbyt troskliwej opieki. Na razie sprawdzają się nasturcje i mieczyki, natomiast długo wyczekiwane lilie kwitły zaledwie tydzień. Jest tu jeszcze sad i ogromna winorośl. No cóż, chyba przyjdzie mi się nauczyć robić z winogron wino, na które już serdecznie zapraszam.
10. Jest Pani autorką książeczek dla dzieci jak i książek dla dorosłych, skąd czerpie Pani pomysły, tematy do swoich książek? Woli Pani pisać dla dzieci czy dorosłych czytelników?
Zdecydowanie łatwiej pisze mi się dla dorosłych.
Nie trzeba aż tak ważyć słów.
Przyjdzie pogoda na miłość pisało mi się wspaniale. A i tak bardzo starałam się unikać słów „zanudzaczy”, czyli: być, mieć, zacząć, rozpocząć i innych tego typu. Kolejną książkę, której tytułu jeszcze nie zdradzę, pisze mi się jeszcze lepiej. A pomysły?
Same przychodzą, właściwie nie wiadomo skąd. Każdy pomysł ostatnio szczegółowo rozpisuję na około 10 stron. Mam już rozpisane dwie następne powieści. A potem może pokuszę się o sagę historyczno-obyczajową. Napisałam cztery książki dla młodzieży z historią w tle i doskonale odnajduję się w takich klimatach.
11. W co Pani wierzy i do czego dąży Pani w życiu prywatnym i pisarskim?
Jest dobrze, niech życie po prostu płynie.
Nie mam specjalnych oczekiwań i nie robię planów, bo najczęściej plany sobie, a życie sobie. Dwadzieścia dwa lata temu profesor Religa uratował mi życie, a w ubiegłym roku nie dałam się chorobie nowotworowej, więc cieszę się każdym dniem. Kochający mąż, szczęśliwi syn z synową, którzy często nas odwiedzają, miły dom, ogród, las i możliwość utrzymywania się z pasji, czegoż więcej chcieć od życia? A w co wierzę? W dobroć. Ile damy dobra drugiemu człowiekowi, czy zwierzęciu, tyle do nas wróci.
12. Jak reaguje Pani na recenzje, komentarze?
Kiedyś się przejmowałam, przeżywałam, ale z wiekiem mi przeszło. Bardziej martwię się, by nie zawieść wydawcy i pokładanych we mnie nadziei. Marzę, by książka Przyjdzie pogoda na miłość trafiła do serc czytelników. Zdaję sobie sprawę, że wszystkim nie sposób dogodzić, bo co to zresztą byłby za świat, gdyby wszystkim podobało się to samo? Jednak każde dobre słowo o książce uskrzydla mnie i daje jeszcze więcej energii do pisania.
13.Jakie uczucia towarzyszą Pani podczas wizyty w księgarniach widząc swoje książki?
Radość, bo to tak, jakbym patrzyła na moje ukochane dziecko, które weszło w dorosłe życie. Nie mogę już wpływać na jego losy, a jedynie całym sercem kibicować. W procesie pisania my, pisarze, jesteśmy sami. Zżywamy się z bohaterami tak mocno, że możemy o nich opowiadać bez końca. Czasami bywają nieposłuszni i ku naszemu zaskoczeniu, zaczynają w powieści żyć własnym życiem.
Jednak najmilsze wspomnienie odnośnie książki miało miejsce nie w księgarni, a w Parku Modrzewia w Elblągu. Dziesięcioletnie dziewczynki, siedząc na ławce, czytały na głos moją książkę Dwie Małgosie. Naraz jedna z nich krzyknęła: Ja to znam! Szesnaście razy czytałyśmy to z mamą i jeszcze będziemy czytać!
I to jest całe sedno pisania.
14. Czy ma Pani swoje ulubione miejsce do pisania i czy towarzyszą Pani jakieś przyzwyczajenia np.: filiżanka herbaty, muzyka w tle, czy jest to absolutnie obojętne?
Od marca mam gabinet pisarski z prawdziwego zdarzenia. Z oknami wychodzącymi na sad i las. Lubię pisać w ciszy. Wieczorem stawiam na oknie świecę zapachową, a bywa i tak, że mój piesek puka mnie noskiem w kolano i wtedy wiem, że świeczkę trzeba zgasić i na parapecie posadzić psinkę. Rozkładam jej kocyk i towarzyszy mi przez jakiś czas, dopóki nie zatęskni za panem.
15.Proszę zdradzić czytelnikom, jakie są Pani dalsze plany pisarskie, czy ma Pani dalszy plan na siebie?
Teraz skupiam się na powieści obyczajowo-sensacyjnej, która początkowo dzieje się w podupadającej korporacji, aż do pewnego zaskakującego momentu zwrotnego.
Następna powieść to romans przez duże R. Tytuł jest tak genialny, że każdy, komu zdradziłam, robi wielkie oczy.
Kolejna to też sensacja, również na kanwie potyczek damsko-męskich.
Po ich skończeniu, pokuszę się o kilkutomową sagę historyczno-obyczajową. Już mi zakiełkował w głowie pewien pomysł. Nie zaniedbuję również książek dla dzieci. Mam pomysł na serię książeczek o przygodach małej dziewczynki i jej pieska.
Nie mam planu na siebie.
Pragnę po prostu czerpać radość z pisania.
Mam ogromne szczęście móc poznawać tak wspaniałe i pełne ciepła ludzi jak Wiola.
Od momentu pierwszego kontaktu przeszłyśmy na Ty i zdążyłyśmy obdarzyć się sympatią.
Premiera książki “Przyjdzie pora na miłość” zaplanowana jest 30 września nakładem Wydawnictwa Szara Godzina.