"Włóczęga i baśnie"
WŁÓCZĘGA I BAŚNIE
Występują:
Karczmarz
Karczmarzowa
Zuzanna
Doktor
Włóczęga
Ksiądz
Drwal
Paciaty
Paciatowa
SCENA I
(Karczmarz, Karczmarzowi, Paciaty, Drwal, Włóczęga)
(W karczmie, przy drzwiach, Karczmarz uderza chochlą w patelnię. Karczmarzowi z miotłą w ręku przegląda się w lustrze, stroi miny i poprawia włosy.)
Karczmarz
Chodźcie do mnie przyjaciele w dni powszednie i w niedzielę. Chodźcie, chodźcie, się radujcie, ale grosza nie żałujcie. Grosza nie żałujcie! Tylko grooosza nie żałujcie!!! Grosza, grosza nie żałujcie!
(Do Karczmy wpadają: Drwal i Paciaty)
Drwal
Gospodarzu, dajcie wina. Toć dziewiąta już godzina, a my tu o suchym pysku, już do domu czas wychodzić!
Paciaty
Czy nas tutaj chcesz znów głodzić? Pić nam nie dasz?
Karczmarz
Stara! Chodź tu! Co tam robisz?! Rzuć tę miotłę! Dolej gościom wina!
Karczmarzowa
Co?!
Karczmarz
Noc dopiero się zaczyna! Pić chcą ludzie! Czy nie słyszysz?!
(Karczmarzowa rzuca miotłę i krzycząc rusza w stronę lady, za którą stoją beczki z winem)
Karczmarzowa
Idę, idę, ale mogę nalać wina tylko wtedy, gdy zobaczę, że co biorą, to zapłacą.
(Karczmarz rozgląda się chytrze po sali, sprawdzając, czy go nikt nie słyszy)
Karczmarz
Cicho, babo, czego krzyczysz? Do wypłaty jeszcze tydzień. Pisz na kartce póki widno!
(Karczmarzowa z hukiem stawia na ladzie dwa kufle z winem. Karczmarz upija z każdego po parę łyków, ociera sumiaste wąsy i rusza na salę)
Karczmarzowa
Już mi wszystko to obrzydło.
Drwal
Gospodarzu siadaj przy nas.
Karczmarz
To wam powiem chłopy moje: napój u mnie pierwsza klasa!
Paciaty
Zatem zdrowie gospodarza!
(Drzwi otwierają się i staje w nich człowiek bardzo stary i zmęczony, otulony w stare łachmany. Podpiera się na kiju. Trzyma w ręku mały węzełek owinięty sznurkiem)
Włóczęga
Gospodarzu, czy się znajdzie skrawek miejsca na podłodze?
(Karczmarz mierzy wzrokiem Włóczęgę, po czym cedzi przez zęby)
Karczmarz
Tak za darmo?
Włóczęga
Mniej dziś serce gospodarzu. Ja już dalej iść nie mogę.
Karczmarz
Tak za darmo?!!!
Włóczęga
Opowiadać, panie, mogę…
Karczmarz
Cha! Cha! Cha!
Włóczęga
Panie, każdy człowiek, wierz mi proszę, urodzony jest do czegoś. Jeden lubi rąbać drzewo, inny w karty chce wygrywać, trzeci wiersze wypisywać... Ja zwiedziłem kawał świata, znam historii ponad tysiąc i jeżeli tylko zechcesz, to ja nawet mógłbym przysiąc, że je gościom twym opowiem... Tylko... Czy się tutaj schronić mogę?
(Karczmarz krztusi się ze śmiechu)
Karczmarz
Włóczęga
Panie, proszę, okaż serce.
(Włóczęga pada na kolana i składa ręce jak do modlitwy)
Karczmarz
Już! Wynocha! Ale prędzej!
(Włóczęga ze spuszczoną głową wychodzi. Karczmarzowa, która przez cały czas stoi za ladą oparta o miotłę, nagle z zaciętością zwraca się do męża)
Karczmarzowa
Jogging, dżoga teraz w modzie, a ja? Kiedy mej urodzie pomóc mogę? Co? No, powiedz, powiedz, proszę. No, sam widzisz, nie mam czasu! Moja cera delikatna tak jedwabna, tak powabna zwiędnąć może, bo ty przecież żałowałeś dla mnie grosza. Cały dzień ze szmatą latam!!!
Karczmarz
Ale o co tobie idzie?
Karczmarzowa
Przecież mógłby u nas zostać.
Karczmarz
Ten włóczęga?
Karczmarzowa
Oj, ty stary, ale głupi. Przecież nie chciał cię obłupić. Chciał tu tylko przenocować.
(Karczmarzowa odrzuca miotłę i szybkim krokiem rusza w stronę męża)
Karczmarz
Tak za darmo?
Karczmarzowa
Przecież mógłby odpracować.
Karczmarz
Wiersze klepać?
(Karczmarzowa puka się w czoło)
Karczmarzowa
Jakie wiersze? Co ty pleciesz? Karczmę mógłby oporządzić.
Karczmarz
A ty?
Karczmarzowa
Ja tu teraz będę rządzić. Przyznaj sam, że twoja żona, taka piękna, taka młoda, nie stworzona jest do tego, by podłogę ciągle myła.
Drwal
Patrz, baba mu się zbiesiła.
Paciaty
Na biednego nie trafiło. Niech się kłócą. Forsy mają co niemiara, to i baba zbaraniała.
(Drwal i Paciaty wychodzą)
SCENA II
(Włóczęga, Paciatowa, Zuzanna)
Włóczęga
Jaka zimna noc deszczowa, ani nie ma przenocować gdzie za bardzo, ni zjeść, ni z kim pogadać, a tak lubię opowiadać i umilać ludziom czas. Ach, podeprę się na kijku, bo już dłużej nie mam siły iść w tę noc tak nieprzyjemną, zimną, wietrzną, bardzo ciemną.
(Opiera się o drzewo. Kijkiem maca twardy grunt. Zwiesza głowę i trzęsie się z zimna. Nagle widzi przed sobą oświetlony dom)
O, światełko jest w oddali. Pójdę tam. Tam na pewno dobrzy ludzie są. Może w sercach ich rozpali się iskierka miłosierdzia dla starego wędrowca…
(Puka, lecz długą chwilę nikt nie odpowiada)
Czyżby nikogo nie było? Nie, no przecież pali się światło.
(Puka jeszcze raz, tym razem energiczniej. Za drzwiami słychać czyjeś człapanie, otwieranie zasuw i gderliwy głos Paciatowej)
Paciatowa
O tej porze do domu się wraca?!!! Pewnie w karczmie znowu byłeś, pół wypłaty zostawiłeś tam. Znów ta jędza, jego żona, kupi ciuchów pół wagona i… i… i ... jeszcze korali wór.
(Drzwi otwierają się i staje w nich Paciatowa. Na widok Włóczęgi cofa się pół kroku)
Paciatowa
A, a, a kogo to diabli nadali?
(Włóczęga zdejmuje z głowy stary słomiany kapelusz)
Włóczęga
Wszelki duch Pana Boga chwali. Gospodyni, idę z daleka, a tu taki ziąb. Długa droga mnię jeszcze czeka, przyjmij mnie pod swój dom. Podziel się kawałkiem chleba.
Paciatowa
A jeszcze czego! A wynocha stąd!
Włóczęga
Gospodyni okaż serce. Nic nie jadłem od miesięcy. Jestem już u kresu sił.
Paciatowa
Co też mnie obchodzić może los włóczęgi?!!! Zaraz psami cię poszczuję. A masz!
(Słychać szczekanie psa. Włóczęga ucieka)
Włóczęga
Olaboga! Olaboga!
(Po chwili zasapany mówi do siebie)
Jak trudno się dostać do serca człowieka, jak trudno wyprosić kawałeczek chleba, to wiem tylko ja. Położę me kości pod brzozą, liśćmi się przykryję, może nic się nie stanie złego, może do rana jakoś przeżyję.
(Kładzie się na ziemi. Zalega cisza, ale po chwili z oddali wyraźnie daje się słyszeć cichy śpiew)
(Puka nieśmiało. Śpiewanie ustaje. Jednak po chwili dziewczęcy głos pyta)
Zuzanna
Kto tam?
(Włóczęga przysuwa głowę do samych drzwi cichutko mówi)
Włóczęga
Słyszałem jak pięknie śpiewasz. Jestem zmęczonym wędrowcem. Szukam noclegu i kawałka chleba, przyszedłem tutaj, bo wierzę, że twe dobre serduszko ulituje się nade mną.
Zuzanna
Ależ proszę, zapraszam serdecznie, proszę wejść tutaj, proszę wejść koniecznie. Choć biednie w izbie, sprzętów niewiele, lecz łóżko zawsze się znajdzie. Ugoszczę pana jak przyjaciela.
Włóczęga
Masz dobre serce i piękną duszę. Swą szlachetną postawą do łez mnie wzruszasz. Straciłem nadzieję i nie wiedziałem, czy znajdę miejsce, gdzie się podzieję w tę noc okropną.
(Włóczęga podnosi dłoń, by pogłaskać dziewczynę, ale Zuzanna z przerażeniem, spostrzega, że z jego ręki leje się krew)
Zuzanna
Włóczęga
Nic mi nie jest, panienko
(Zuzanna przykłada Włóczędze ręcznik)
Zuzanna
Ależ widzę przecież, że ręka jest chora i mocno krwawi.
Włóczęga
Nic mi nie jest. Nic mi nie jest.
Zuzanna
Proszę odpocząć. Ja zaraz wrócę.
(Zuzanna wybiega. Włóczęga zostaje sam. Rozgląda się bezradnie po izbie. Wyciąga ręce w stronę kominka)
Włóczęga
Dom taki biedny, a jak tu miło. Mebli niewiele, a tyle czasu by się spędziło pod dachem tym przyjaznym. Tylko na chwilkę odpocznę sobie, ręce wyciągnę w stronę kominka, bo wiatr mnie owiał, od deszczu zmokłem. Zimno okropne. Psy rozerwały me stare szaty. Jutro pomyślę, co dalej będzie, którą pójść drogą. Dziś się nacieszę miłą gościną i widokiem tej ciepłej chaty.
SCENA III
(Zuzanna i Doktor)
(Dom Doktora. Zuzanna poprawiając przemoczoną chustkę na głowie puka i mówi do siebie)
Zuzanna
Dobrze, że doktor jeszcze nie śpi.
Doktor
Proszę! Otwarte!
Zuzanna
Panie doktorze, panie doktorze...
Doktor
Witaj Zuzanno. Co cię sprowadza w tę noc tak zimną i nieprzyjemną? Coś ci się stało?
Zuzanna
Nie, nie kłopot ze mną. Lecz w domu moim znalazł się chory.
Doktor
Któż taki?
Zuzanna
Zbłąkany starzec. Chyba włóczęga.
Doktor
Chodźmy czym prędzej. Czy bardzo chory?
Zuzanna
Krwawi mu ręka i bardzo jest zmęczony.
Doktor
Skąd ty go wzięłaś?
Zuzanna
Usłyszał jak piosenkę śpiewam. I przyszedł. Nie miałam serca odmówić mu schronienia.
Doktor
Tak być nie może! Mieszkasz samotnie. Przecież to jest nie do wybaczenia!
Zuzanna
Panie doktorze, on tak żałośnie na mnie spoglądał, że pomyślałam, że pomyślałam... No, po prostu, nie mogłam odmówić mu małego kąta.
Doktor
Oj, Zuzanno, Zuzanno jesteś za dobra dla ludzi, a swoją drogą powiem ci tyle, że kiedyś twa dobroć przeciw tobie się obróci.
Zuzanna
Panie doktorze, to niepodobna, by ludzie nienawiść w sercach nosili.
(Doktor w pośpiechu pakuje torbę lekarską)
Doktor
Dobrze już dobrze, nie traćmy więcej ani chwili, przecież być może to złodziej jakiś lub bandyta, taki, co się nawet nie spyta czy wolno, ale weźmie, co dobre i pójdzie gdzieś sobie.
(Wychodzą)
SCENA IV
(Zuzanna, Doktor, Włóczęga)
(Dom Zuzanny)
Zuzanna
Ciii, zasnął biedny staruszek. Panie doktorze, proszę zobaczyć, to żaden złodziej. Ma piękną duszę.
Doktor
Jak to poznajesz?
Zuzanna
Z całej postaci spokój wychodzi, a przecież zanim do mnie tu zbłądził, niewesołe były jego losy.
Doktor
No tak, masz rację, ale nie szkodzi być ostrożnym. Zacznijmy pracę.
Zuzanna
W czym panu pomóc?
Doktor
Zagrzej mi wody w misce niedużej. Dokładnie rany przemyć mu muszę nim je zaszyję.
(Włóczęga nagle zrywa się z fotela. Rozgląda się, nie wie, gdzie jest)
Włóczęga
Już, już idę. Już wychodzę, gdzie mój kijek?
Doktor
Połóż się dobry człowieku. Rany ci myję, zaszyć je trzeba.
Zuzanna
Jest pan bezpieczny.
(Włóczęga na widok Zuzanny uspokaja się, siada wygodniej w fotelu i wyjaśnia nieśmiało)
Włóczęga
Ja tylko chciałem kawałek chleba.
Zuzanna
(Wybiega do kuchni)
Doktor
O, jaki zapach, czy zupki znajdzie się trochę więcej w domu?
Zuzanna
Panie doktorze, komu, jak komu, ale dla pana znajdzie się zawsze.
Doktor
Droga Zuzanno, jesteś aniołem.
Zuzanna
Panie doktorze, te słowa miłe sprawią, że zaraz z pochylonym czołem przed panem będę chodziła, proszę nie patrzeć, bym się wstydziła swoich rumieńców.
Doktor
Przepraszam, lecz jestem oczarowany, a może nawet...
Zuzanna
Niech pan nie kończy, bo to za wcześnie!
(Włóczęga z zaciekawieniem przygląda się to Zuzannie, to Doktorowi. Widząc zakłopotanie w ich oczach chrząka i podsuwa Zuzannie swój talerz)
Włóczęga
Pyszna zupa, czy mogę jeszcze?
Zuzanna
Tak! Bardzo proszę. Czy panu również?
Doktor
Przepyszna zupka, ale dziękuję, bo drugi talerz na noc niezdrowy, w nocy żołądek słabiej pracuje. Pójdę już sobie.
(Doktor wstaje od stołu i z ociąganiem chowa do torby nożyczki i nici chirurgiczne. Zuzanna zrywa się od stołu)
Zuzanna
Bardzo dziękuję, że mi pan pomógł, panie doktorze. A może pan też tu przenocuje? Miejsca niewiele, ale wygodnie.
Doktor
Pójdę do siebie, choć późna pora, ale tymczasem ktoś inny może potrzebować doktora i gdzie mnie szukać? Jutro w południe przyjdę zobaczyć jak ma się chory.
Zuzanna
Upiekę ciasto, jak pan pozwoli.
(Doktor wychodzi, a Zuzanna jeszcze długa za nim spogląda. Po chwili zwraca się grzecznie do Włóczęgi)
Zuzanna
Jest pan zmęczony długą wędrówką, zaraz pościelę dla pana łóżko, by odpoczynek pan tutaj znalazł.
(Ściele łóżka. Gasną światła)
SCENA V
(Doktor i Paciatowa)
Doktor
(Staje mu na drodze sąsiadka Paciatowa)
Paciatowa
O, to pan Doktor źle jakoś sypia?!
Doktor
Paciatowa
Pomoc? Zuzannie? Nie chcę być wścibska, ale widziałam skąd pan wychodził, no i Zuzanna w oknie stała, patrząc na pana. Czy bardzo chora?
Doktor
Paciatowa
Więc po co pomoc Doktora szybka?!!! W dodatku w nocy?
Już ja się domyślę, mam bystre oczy.
Doktor
Pani wybaczy, że się pożegnam.
(Doktor uchyla kapelusza i odchodzi pospiesznie, starając się wyminąć sąsiadkę)
Paciatowa
Tak proszę, proszę, nie będę wredna.
(Paciatowa mówi do siebie konspiracyjnym szeptem0
To ci dopiero Doktorek jeden. Po nocach lata i to dlaczego? Ni do chorego, ni do zdrowego? Zagadka wielka! Już ja się prawdy domyślę, już ja się dowiem, dowiem nie zmyślę. Stać tu i czekać z taką nowiną? Stać tu i czekać, a chwile płyną. A, prawda noc jest. Zaraz, zaraz, a po co ja tu właściwie stoję? A, wiem już! Czekam tu i czekam na tego pijaka, mojego starego. Oj, ten Paciaty! Ja mu pokażę! W karczmie to siedzi i Karczmarzowej umizgi bredzi. Ale ja im to z głowy wybiję! Już ja im to z głowy wybiję!!!
SCENA VI
(W karczmie)
Karczmarzowa
Karczmy nie sprzątnę. Nie będzie czyściej!
Karczmarz
Nie sprzątniesz? Czemu?
Karczmarzowa
Karczmarz
To kto ma sprzątać?
(Karczmarz stoi na środku karczmy i bezradnie drapie się w głowę)
Karczmarzowa
Mnie o to pytasz? Był przecież zeszłej nocy ten stary Włóczęga, ale chętny do pomocy.
(Karczmarz nagle zaczyna krzyczeć)
Karczmarz
Ten włóczykij?! Oberwaniec?! On nie chciał sprzątać!!! On chciał mieszkanie na noc załatwić sobie i to za co? Za bajek opowiadanie!!!
Karczmarzowa
A niechby spał tu! Już ja roboty bym mu zadała, wcale bym go nie oszczędzała. Kazała sprzątać, zmywać, gotować, gości obsłużyć i... No, zresztą, wszystko robić by musiał. A tak, co? Ja jestem damą, ja przecież muszę na wczasy jechać, po lesie biegać, kwiatuszki zrywać, no i do tego w basenie pływać, by wyszlifować moją figurę.
(Karczmarzowa chwyta brzeg sukienki i okręca się na środku, aż widać lekko nadszarpnięte koronki z jej pantalonów)
Karczmarz
Nie wrzeszcz już, babo! Skończ już tę bzdurę!
Karczmarzowa
Jakiś ty głupi, aż szkoda gadać, żeś go wygonił!
Karczmarz
Dobrze zrobiłem, Stary chciał bajki tu opowiadać. To ci dopiero! A swoją drogą dość już tych wrzasków. Łap się za miotłę. Wychodzę teraz, ale jak wrócę ma tutaj błyszczeć i goście siedzieć zadowoleni. Jak tak nie będzie, to będziesz ty miała ze mną do czynienia.
(Karczmarz wychodzi, ale. w drzwiach wpada na niego Paciatowa, mijają się bez słowa)
Paciatowa
Karczarzowo, chodź tutaj szybko!!! Chodź, to opowiem ci wieść niezwykłą! Znasz ty Doktora?
(Karczmarzowa spogląda w lustro i odruchowo poprawia włosy)
Karczmarzowa
No, jakże bym go nie znała...
Paciatowa
Cicho, posłuchaj. Wczorajszej nocy, jakżem czekała na mojego starego, bo w karczmie siedział u tej... yyyyyy... Na drodze stałam i wtedy go spotkałam.
Karczmarzowa
Kogo?
Paciatowa
Doktora, no przecież mówię. Szedł od Zuzanny, cały czerwony, wzrok miał błędny, jakby zamglony. Nawet przystanąć przy mnie nie raczył i daję głowę, że jak zobaczył mnie na tej drodze, to chętny byłby skoczyć na boczek, by mnie nie spotkać. Ale ja jestem kobieta sprytna. Już ja całą sprawę sama zbadałam.
(Karczmarzowi robi złowieszczą minę Karczmarzowi tupie nogą)
Karczmarzowa
Nieprawda! Doktór, to moją urodę chwali.
Paciatowa
No, jeszcze tego w kinach nie grali!
Karczmarzowa
A co ty myślisz? Ja jak ubiorę sznurek korali, włosy owinę w chustkę jedwabną, to wszystkie chłopy zaraz tu padną. Ja jestem damą z wielkiego świata i ten nasz Doktór, to za mną lata.
Paciatowa
Prawda jest taka: Ten nasz Doktorek od Zuzki wracał samotnie w nocy, prawie nad ranem, a ona go w oknie wypatrywała. I co ty na to?
Karczmarzowa
To bzdury jakieś! To jakieś brednie!!!
Paciatowa
Mówię jak było!
Karczmarzowa
Doktór szlachetny, Doktór uczony, on przecież nie mógłby mieć takiej żony suchej i brzydkiej. Toć ta Zuzanna okropnie wredna i stara panna. Co ona może wiedzieć o świecie? A taki Doktór bywa w powiecie i musi żonę mieć odpowiednią.
Paciatowa
Ale ożenić się kiedyś musi!
Karczmarzowa
Ależ wiem o tym!!! Ale niech wstrzyma się jeszcze chwilkę. Pośpiech to tutaj gość nieproszony. Ja mu doradzę jak szukać żony.
Paciatowa
A skąd ty wiedzę masz w tym zakresie?!!!
(Karczmarzowi wyniośle oświadcza)
Karczmarzowa
Bo jestem damą i bywam w świecie.
(Obie panie rozchodzą się w przeciwne strony)
SCENA VII
(Doktor, Zuzanna i Ksiądz)
(Zuzanna idzie nuci sobie piosenkę i mówi do siebie)
Zuzanna
Jak lekko mi dzisiaj na duszy. Czy w sobie tę radość zagłuszyć? No, ale nie mogę! Nie mogę i nie chcę. Pragnę cieszyć się jeszcze troszeczkę.
(Z drugiej strony wioski idzie Doktor)
Doktor
Olśnienie to jakieś? No przecież! Jak mogłem tak chodzić po świecie? Nie widzieć Zuzanny, nie słyszeć. Jej głosu, jej śmiechu, jej wzruszeń. Jej serca dobrego nad wszystkie. Jej oczu prześlicznych, ich błysków.
(Już mają się spotkać, wyciągają do siebie dłonie, gdy nagle, jak spod ziemi, zjawia się ksiądz i staje pomiędzy nimi)
Ksiądz
Ładna z was para dzieci kochane. Już ja od dawna przeczuwałem, że szczęście was spotka, ino kawałek czasu potrzeba było, żeby wszystko się w waszych główkach dobrze ułożyło. No, ale teraz, co tu ukrywać, iść trzeba szybko do kościółka, zapowiedzi zapisywać. Zapraszam, zatem, w zakrystii progi, pobłogosławię was na dalsze szczęśliwe życia drogi.
Zuzanna
Proszę księdza drogiego, ja… ja… jeszcze nie mam narzeczonego…
Ksiądz
Czy chcesz mi powiedzieć dziecino, że ten młodzieniec na tyle jest niemądry, że nie chce się ożenić z taką piękną i dobrą dziewczyną?
Doktor
Ależ chcę! Chcę! Niczego innego nie pragnę!
Ksiądz
No, ja tu zaraz pęknę. Dlaczego jeszcze nie poprosiłeś tego aniołka o rękę?
Doktor
Proszę księdza, skąd mogłem wiedzieć... Czy Zuzanna, taka miła i piękna, zechce mnie? No, nie młodego już przecież… młodzieńca.
Zuzanna
Ależ panie Doktorze, jak może pan mówić coś podobnego! To ja nie wiem, czy tak mądry człowiek i wykształcony, nie zechce szukać sobie mądrzejszej i lepszej żony?
Doktor
Zuzanno moja, Zuzanno miła, czy chcesz mnie takiego? Nic nie ma we mnie doskonałego. Jedynie praca, jedynie ręce, jedynie miłość i moje serce, które na zawsze bije dla ciebie…
(Doktor klęka przed Zuzanną. Bierze jej dłoń w swoje dłonie i całuje)
Zuzanna
Panie Doktorze, ja chcę ja pragnę... Ja ufam panu, ufam najbardziej w świecie. Panie Doktorze, jestem szczęśliwa, moje marzenia, ma radość żywa i moje serce - wszystko to dla Pana w podzięce dziś składam.
(Zuzanna drugą dłonią obejmuje Doktora. Ksiądz przygląda się tej scenie Ksiądz milczeniu. Naraz klaszcze Ksiądz dłonie, podnosi sutannę jakby miał zaraz gdzieś biec)
Ksiądz
O la, la, ale tu zabawiłem! A zatem dziatki moje kochane. Dobrze się z wami gawędziło. Niestety, obowiązki mnie wzywają. Wierni z pewnością już pod kościołem na mnie czekają i to od dawna.
(Oddala się i do siebie mówi wesoło)
No to będzie weselisko! Ślub i wesele będzie już blisko! Oj, będzie się działo, będzie się działo to wszystko szybko. Bo i po co to czekać, gdy szczęście biegnie do nas i uśmiecha się z daleka?
SCENA VIII
(Włóczęga i Ksiądz)
(Włóczęga wychodzi z domu Zuzanny wprost na Księdza)
Ksiądz
Coś ty za jeden?
Włóczęga
Sam już to nie wiem. Skąd mogę wiedzieć? Ot, ktoś przygarnie .Tułam się tułam po tym padole. Lecz sił nie starcza.
(Włóczęga zanosi się suchym kaszlem)
To jest mój koniec Ot, umrzeć przyjdzie w przydrożnym rowie, a tyle marzeń nosiłem w sobie...
Ksiądz
Co za marzenia?
Włóczęga
By ludziom dobroć i miłość, cnotę i wiarę zaszczepiać w duszy. By się lubili i szanowali, może jeszcze i to, by młodzi starym pomagali, by nikt nie skrzywdził dziecka małego, by dobro górą było nad złego uczynkiem złudnym... By los biedaków nie był tak trudny i smutny, gdy rząd w dostatki opływa zbytnie... By...
(Ksiądz dobrodusznie poklepuje Włóczęgę po plecach)
Ksiądz
I jak ty chciałeś nam świat ten zbawić? Czy chciałeś ludziom morały prawić?
Włóczęga
Nie, skądże znowu! Przemierzyłem świat od końca do końca znam legend i baśni tysiące. Chcę je ludziom przekazywać, by potrafili złote ziarna z nich czerpać. Takie, które zagoszczą miłością w ich sercach.
Ksiądz
Ach, baśnie, baśnie, baśnie powiadasz…
Włóczęga
W baśniach tkwi mądrość owa prawdziwa. Kto ich wysłucha z otwartą głową, w wędrówkę życia ruszy odważnie i nie ulęknie się trwóg i przeszkód, bo dobre moce pójdą mu wespół.
Ksiądz
Dobrze powiadasz, dobry człowieku.
(Włóczęga nagle ożywia się i mówi z uniesieniem)
Włóczęga
W dzieciach tkwi mądrość przyszłych pokoleń. W ich rękach pokój, unikanie wojen lub krwawe bitwy o błahe sprawy. Po co im mądre kazusy prawić? Po co im wbijać ciągle do głowy niezrozumiałe formy i treści, zamiast łagodne te opowieści, z których najprostszą, najkrótszą drogą dobro i miłość, braterstwo, praca do serc ich wejdzie. Może zagości tam też na dłużej spokój i szczęście?
Ksiądz
Zamieszkaj ze mną dobry człowieku może swoją wiedzą i spokojem zaszczepisz miłość w owieczkach moich. Może wrócą minione chwile, gdyśmy wspólnie jedność tworzyli? Opowiadaj ludziom legendy i baśnie. Dziel się, jak dobrą nowiną, niech im miło chwile płyną, po pracy żmudnej i ciężkiej. Mam przykościelną salkę niedużą, zamieszkaj tam, niech się ludziom na coś przysłuży.
(Ksiądz bierze Włóczęgę pod rękę Ksiądz wychodzą)
SCENA IX
(Włóczęga, Ksiądz, Zuzanna, Doktor, Drwal, Paciaty, Paciatowa, Karczmarz, Karczmarzowi)
(Włóczęga siedzi na stołku ładnie ubrany. Przed nim na stołeczkach siedzą: Zuzanna i Doktor. Po kolei wchodzą pozostali aktorzy. Każdy siada cichutko na stołeczku. Są ładnie ubrani. Mężczyźni zdejmują czapki z głów. Jako ostatni wchodzą: Karczmarz i Karczmarzowa. Ksiądz chodzi tam i z powrotem i z niedowierzaniem przygląda się wszystkiemu. Włóczęga coś z przejęciem opowiada. Po chwili zaczyna mówić trochę głośniej)
Włóczęga
„Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów Nieba
Tęskno mi, Panie…”[2]
(Ksiądz mówi do siebie)
Ksiądz
I przychodzą, i słuchają, z jego rady korzystają… Nie do wiary! Nie do wiary! Taki stary i w łachmanach, a potrafił ludzi zbratać.
(Ludzie zaczynają się rozchodzić. Podają sobie dłonie. Po długiej chwili Ksiądz podchodzi do Włóczęgi)
Ksiądz
Jak tego dokonałeś? Ja tyle razy, podczas kazania, wskazywałem rozwiązania i nic z tego nie dotarło do żadnego z nich.
Włóczęga
Baśnie, mój bracie, ja łagodne treści ludziom daję, a oni sami w nich wskazówek na życie szukają.
Ksiądz
Baśnie? Ale…
Włóczęga
Baśń opowieścią najsłodszą bywa, tym bardziej słodką, gdy jest prawdziwa.
[1] Johann Wolfgang von Goethe. Wiersze. Warszawa 1970.
[2] Cyprian Kamil Norwid. Poezje. Moja piosenka (II). Warszawa 1996.